Po pierwsze nie jest to blog kulinarny i nie będzie, ale historia zdarzyła się naprawdę i jest zbyt kurwa śmieszna, żeby się nie podzielić. A zaczęła się od mascarpone…
Kupiłem mascarpone na zasadzie „a zrobię jakiś deser”. No i leżał, leżał, leżał i kusił, no to go w końcu zeżarłem. Tak zeżarłem, nie boję się przyznać.
Zeżarłem więc, należy uzupełnić, to kupiłem następne. Tylko że oczywiście zamiast takie samo kupiłem pół kilo. No i znowu leży, leży i leży…
Czaiłem się parę dni, żeby coś z nim zrobić, ale nie było pomysłu czy ochoty i tym podobne tłumaczenie lenistwa, byle żeby nie robić. Ale…
Dzisiaj wracam z pracy i coś mnie natchnęło (no leży i leży)...
Read More