Krótka opowieść z morałem.

Wracam oto z basenu i wstępuje do lokalnego całodobowego monopolowego w celu zakupienia napoju ze sfermentowanych ziaren z dodatkiem chmielów przepysznych. Zaznajomiony z repertuarem rzeczonego sklepu wiem, iż natrafić mogę przynajmniej na Browar Fortuna, Browar Lwówek lub inszy Browar Kormoran czy Browar Ciechan, więc stratny nie będę.

Przy wstępnych oględzinach, lodówka biedą świeciwszy nie rokowała nadziei. Został oto sam jeden Lwówek Jankes, który znany jest mi dobrze, acz do dziwu mu daleko (w sensie dobry, ale nie zajebisty :P). Gdy ręką ma pochwyciwszy zdobycz cofać się poczęła, odsłonion został rarytas, któregom widział, a nie pił wcześniej, mianowicie Bojan Maorys.

Jakem rad stał się nagle, gdy oczy me odczytały „Żytnia IPA” i oto nadzieja na dobre piwo tego wieczory została przywrócona!

Piwo o aromacie wyraźnie zbożowym i lekko cytrusowym, w smaku wyraźnie słodko-karmelowy; przyjemna, niezbyt intensywna, ale wyraźna goryczka i lekki kwaskowy posmak żyta.

A jaki z tego morał? Pierwsze z brzegu może nie być najlepsze, ale za tym (lub po tym) może być coś lepszego.

Tags: