Poezja? Brrr…

Dostałem na urodziny książkę. Strasznie się zdziwiłem bo autorem okazał się J.R.R. Tolkien, a ja niczego śródziemiowego się nie spodziewałem. Tytuł to „Upadek Króla Artura”, czyli ze Śródziemiem mało wspólnego. Cała książka to wydany przez syna referat na temat dzieła ojca, zawierający samo dzieło, które zajmuje raptem kilkadziesiąt (razem z tłumaczeniem) stron, w całej książce. Dzieło natomiast, to poemat, a żeby nie było za łatwo, poemat aliteracyjny. I tak jak nie znoszę poezji i całe życie unikałem, tak postanowiłem przeczytać. Po pierwsze bo to mój ulubiony autor, po drugie uważam, że książkę, którą się dostało na urodziny należy przeczytać. Zajęło mi to trochę, bo raz, jak już zacznę książkę/serię to muszę skończyć, a byłem w trakcie jednej. Dwa, jak już przebrnąłem przez wstęp i dotarłem do początku poematu, nie mogłem ruszyć dalej. Potrzebowałem chwili ciszy i spokoju, a takowej dostarczyła mi podróż unibusem z Katowic do Krakowa z niepodpiętymi słuchawkami w uszach. Zacząłem i w trakcie tej jednej podróży, udało mi się dotrzeć do końca pieśni trzeciej z pięciu.

Sam poemat, zgodnie z tytułem, opowiada o upadku króla Artura, ale jest niedokończony. W skrócie, Artur wyrusza na wschód aby bić Saksonów, w tym czasie w Brytanii Mordred robi przewrót, Ginewra ucieka, Artur dostaje wieści, wraca i ściera się na brzegu nie daleko od Glastonbury z siłami Mordreda. Mniej więcej tu się kończy, bo kulminacyjnej bitwy i co było dalej już nie ma. Wydaje się proste? Fabuła tak, poemat aliteracyjny starą angielszczyzną już nie. Owszem, czytałem też tłumaczenie, ale jak to przy poezji, nigdy nie jest oddane w 100% bo kontekst traci na rzecz rymów. Ciężka sprawa.

Dalej jest z górki, bo syn opisuje skąd poemat się wziął, jak się rozwijał, czego dotyczy itd. Dla zaznajomionych z arturiańskimi legendami przez pryzmat Hollywood, trudno będzie się odnaleźć, bo Tolkien korzystał ze źródeł średniowiecznych angielskich i francuskich, tak od jedenastego do czternastego wieku. Czyli zero romantyzmu i heroicznych fanaberii. Nie ma graala, nie ma Galahada i mnóstwa innych popularnych rycerzy, Lancelot za puknięcie królowej jest wypędzony i traktowany jak zdrajca.

W każdym razie, książka nie jest warta polecenia wszystkim – tylko tolkienofilom i/lub miłośnikom poezji.

Na koniec, żeby jednak pokazać, że fakt, że nie lubię poezji to automatycznie znaczy, że jej nie rozumiem będzie krótki wiersz. O miłości, podróży, sztuce, buncie i nieuniknioności śmierci :

Robił figurki z drutu,
Po stolicy chodził boso,
Poznał laskę w tutu,
W Radomiu dostał kosą.

Tags: