Wiedźmin po raz drugi.

Było o pierwszej, teraz krótko o drugiej. Pod względem klimatu, czyli dialogów, muzyki, lokalizacji, postaci czy ogólnie fabuły, nie ustępuje jedynce, a nawet się poprawia bo zniknęły niedociągnięcia. Elfy są mniej mongoloidalne, krasnoludy bardziej krasnoludzkie i różnorodne, a intryga nieco bardziej zawiła. W jedynce paradujemy w Wyzimie i okolicy, w dwójce zwiedzamy dolinę Pontaru, czyli zahaczamy o cztery największe królestwa północy i przez co biedny Geralt poza pełnymi rękami wiedźmińskich obowiązków styka się jeszcze z polityką.

Jeżeli chodzi o tryb rozgrywki to pojawiło się dużo poprawek. Walka już nie jest całkiem oparta na kombosach, teraz musimy się nakombinować więcej z alchemią, petardami i pułapkami. System rozwoju postaci jest całkiem nowy i trochę bardziej czytelny, jednak musimy na początku podjąć decyzje, które z trzech drzewek będziemy rozwijać, bo damy radę albo jedno do porządku, ewentualnie przy dużej staranności zdobywania doświadczenia, dwa lekko okrojone – mimo wszystko równowaga zachowana.

Poza walką, Geralt sam waży sobie mikstury rób składa petardy. Nowością są pułapki, które pomoże nam zrobić rzemieślnik. Bardzo dużym plusem jest dodanie płatnerza/kowala – możemy zaszaleć i sami tworzyć broń i pancerze. To czego brakowało w jedynce. Znajdujemy przepis, zbieramy części potworów (dużo części potworów) i wybieramy sprzęt, którego jest duża różnorodność i można dostosować pod styl walki.

Tyle jeśli chodzi o zmiany i plusy, a żeby nie było za ładnie to gra ma dwa duże minusy. Pierwszy, to mała ilość potworów. Serio, rodzajów potworów jest dużo mniej, a biorąc pod uwagę, że ich grupy (np: nekkery, zgnilce i utopce) zachowują się identycznie, to sprowadza się to do kilku rodzajów spotkań. Zdecydowanie za mało.

Największym minusem jest akt trzeci. Zaczynamy, wbiegamy do miasta, robimy dwa sidequesty, misje i koniec. Naprawdę. Akt trzecie to raptem dwie godziny, nawet jak się załatwi wszystko. Boli mnie to dlatego, że jak już uda się zdobyć najlepszy pancerz w grze i najlepsze bronie, to zostaje kilku zbirów, smok i wiedźmin (z którym, żeby było śmieszniej, można nie walczyć) czyli trzy walki. Pięć minut. W porywach dziesięć. A człowiek (przepraszam, mutant) lata po dwóch poprzednich aktach jak głupi, żeby aby na pewno nie zapomnieć zebrać (i nie sprzedać) ten jeden nieszczęsny składnik co to podpowiadali w instrukcji, że się przyda do czegoś. Trzeci akt pozostawia taki mocny niedosyt. Jest jak te wszystkie pierwsze połowy ostatniej części serii filmów (np: Harry Potter, Igrzyska Śmierci itd.), w których w momencie kiedy myślisz, że w końcu się zacznie coś dziać, film się kończy. Całą najlepszą część akcji odbywa się, kiedy Geralt spaceruje sobie z powrotem pogwizdując, a jak dociera jest po wszystkim …

Tak czy tak, gra dostaje 10/10, bo jest doskonała, nawet jeśli pozostawia wrażenie, że brakuje aktu albo dwóch. Albo, że to tylko prolog do trójki. Poczekamy zobaczymy.

Tags: